czwartek, 1 maja 2014

Armenia

Od dziecka fascynowały mnie mapy. W czasach wczesnej podstawówki większość wolnego czasu spędzałem grając w piłkę na podwórku albo wpatrując się w atlas świata. Na pierwszą komunię dostałem też wielki globus, który stanowił nieustającą pożywkę dla mojej wyobraźni. Piłkarzem nie zostałem, ale jeżdżąc po świecie spełniam swoje dziecięce marzenia - mogę postawić stopę w miejscach, które kiedyś stanowiły tylko egotyczne nazwy na mapie. Jedną z rzeczy, która zawsze mnie intrygowała, było to, gdzie kończy się Europa a gdzie zaczyna Azja. Bo z Afryką, Australią czy Amerykami sprawa właściwie jest jasna - granice widać gołym okiem. Europa to bardziej ulotne pojęcie - samo funkcjonowanie Europy jako kontynentu to właściwie tylko i wyłącznie efekt naszego europocentryzmu - geograficznie mamy do czynienia z wielkim kontynentem Eurazji. Przyznam się szczerze - jednym z głównych powodów wyboru takiego a nie innego szlaku podróży, była możliwość przekroczenia granicy Iranu i Armenii lądem. To miejsce wydaje mi się wyjątkowo kluczowe - w przeciągu kilku minut przekraczamy granice dwóch wielkich cywilizacji - typowo azjatyckiego świata islamu i cywilizacji europejskiej, chrześcijańskiej.

Różnice widać natychmiast. Nie są one jednak specjalnie korzystne dla naszego kontynentu. W Iranie jedziemy trzypasmową, równą autostradą, mijając zadbane, porządne wioski i miasteczka. Po przekroczeniu granicy zaczyna się dramat. Szosa, która stanowi główną drogę z południa na północ Armenii przypomina podrzędne ulice łączące wsie w województwie kieleckim. Dziura za dziurą, asfalt w stanie rozpaczliwego rozkładu, a przy drodze nieliczne, liche chatynki na tle ciemnego bezkresu. Irański kierowca co chwilę wybuchał śmiechem, kiedy na samym środku drogi pojawiała się dziura, w której mniejszy samochód straciłby pewnie koła. Był to śmiech niedowierzania - jak można doprowadzić do czegoś takiego i nic z tym nie zrobić? Raz już doświadczyłem czegoś podobnego - wjeżdżając z Turcji do Bułgarii - było to więc doświadczenie w stylu deja vu.

w Armenii ciepło wspomina się czasy ZSRR

Inne są też oczywiście dziewczyny. Przez pierwszy dzień w Armenii miałem wrażenie, że chodzą one nago - zniknęły wszystkie czadory, płaszczyki i dżinsy a zamiast nich pojawiły się koszulki na ramiączkach i spódniczki mini. Ormianki noszą też bardzo długie, piękne włosy, które z dumą prezentują światu - rzecz nie do pomyślenia w Iranie. Dużo jest też nocnych klubów i oczywiście barów z alkoholem - kolejna ogromna różnica w porównaniu z Iranem i Indiami. Tak jakby wraz z wejściem do świata kultury chrześcijańskiej normy moralne przestały mieć jakiekolwiek znaczenie - oto jesteśmy w rzeczywistości, w której faceci muszą być twardzielami-maczo z nieodłącznym szlugiem i kieliszkiem wódki w dłoni a dziewczyny są niczym więcej niż tylko obiektem seksualnym. Oczywiście w chwilach, w których nie gotują i nie zajmują się domem. Przed wjazdem do Iranu rozmawiałem z pewną Francuzką, która powiedziała mi, że nigdy nie pojechałaby do tego kraju, bo tam mężczyźni bardzo źle traktują kobiety. Muszę przyznać, że nigdzie na świecie nie widziałem tylu radosnych, uśmiechniętych i spokojnie pewnych siebie kobiet jak w Iranie. To prawda - muszą nosić chusty i czasami ich prawa publiczne są ograniczone, ale zdecydowanie nie sprawiają wrażenia nieszczęśliwych. Wcześnie wychodzą za mąż (większość około 21-22 roku życia), wchodzą w klasyczną rolę matek zajmujących się domem a zadaniem facetów jest zapewnianie im dobrego życia. Kobiety są powszechnie szanowane i widać, że czują się niezwykle bezpiecznie. Nie chcę oceniać i gloryfikować tutaj tego typu relacjo damsko - męskich - dawno jednak nie odczułem tak mocno różnicy w energii kobiet. W Iranie jest ona ciepła, spokojna, pozytywna, w Armenii kobiety sprawiają wrażenie sfrustrowanych kłębków nerwów. Przepiękne dziewczyny, mające jednak w oczach rodzaj przejmującej rozpaczy.

Armenia to kraj pięknych, bardzo starych kościołów

Trzeba jednak przyznać, że Armenia posiada jeden, niezaprzeczalny skarb - przyrodę. Wjechaliśmy o świcie i musiałem mocno walczyć z sennością, ale krajobrazy, które widać było z okien autobusu zapierały dech w piersiach. Wszędzie po horyzont zielone góry i pagórki, droga wijąca się serpentynami, rwące potoki, szybujące ptaki - jeśli kiedykolwiek wyobrażałem sobie jak może wyglądać raj, to właśnie tego typu obraz pojawiał się w mojej głowie. Tak wygląda jakieś 80% kraju - oprócz tego jest kilka miast, na których odcisnęło się mocno piętno sowieckiej Rosji - rajska dolina, a w niej regularne blokowisko, które wygląda tak absurdalnie w tych okolicznościach przyrody, że jest to nawet na swój sposób fascynujące. Stolica Armenii, Erewań, jest nawet ładnym miastem, aczkolwiek również w dosyć perwersyjny sposób. Wielkie place, ogromne ulice, gmaszyska mające na celu robić wrażenie samym swoim rozmiarem - coś na kształt naszego Pałacu Kultury.

przyroda w Armenii

Kiedy autobus dojeżdża do granicy irańsko-armeńskiej, wszyscy pasażerowie muszą wysiąść i po otrzymaniu wyjazdowego stempelka od straży granicznej, idzie się do Armenii pieszo. Należy przejść ogromny most, rozciągnięty nad rzeką, która dzieli dwa państwa, dwa światy, dwie cywilizacje. Kiedyś była to dodatkowo granica, za którą rozciągał się bezkresny Związek Radziecki. Jest czwarta rano, noc powoli zmienia się w dzień, przede mną rozciąga się górski krajobraz, od którego zaczyna się inna rzeczywistość. Po otrzymaniu kolejnego, tym razem armeńskiego stempelka stałem na ciemnym parkingu i podbiegły do mnie trzy bezpańskie psy. Łasiły się przez chwilę a ja zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy od ponad dwóch miesięcy widzę psy, które nie boją się człowieka. W cywilizacji islamu pies jest zwierzęciem nieczystym, niechcianym, kompletnie nieobecnym. Pomyślałem sobie wtedy, że Europa to miejsce, w którym zaczynają się psy.

1 komentarz:

  1. Czesc Szymon. od czasu do czasu zagladam na Twojego bloga, I mam coraz wieksza chec na podrozowanie- jest bardzo ciekawy !! Jak mija Ci czas w Armenii? Miales okazje rozmawiac z lokalnymi ludzmi na temat masowych wysiedleń i mordów na Ormianach ? Zyczymy Ci pomyslnej podrozy do domu, bo to juz chyba ostani kraj, ktory zwiedzasz !?Pozdrwiam cieplo Wiktoria

    OdpowiedzUsuń