wtorek, 25 lutego 2014

Khajuraho Dance Festival



Bywa tak czasami, że człowiek w miarę inteligentny, oczytany i wykształcony ma poczucie posiadania ogólnego pojęcia na temat historii, literatury czy też kultury na świecie. Życie wciąż przynosi jednak niespodzianki. Przyznam szczerze, że gdy jakiś czas temu dowiedziałem się o istnieniu klasycznego tańca indyjskiego, miałem na ten temat dosyć blade pojęcie. Na szczęście miałem w tej materii doskonałego przewodnika, w postaci pewnej pięknej tancerki z Polski. Ważna rzecz - tego typu tańce nie mają nic wspólnego z tzw. tańcem brzucha! Indyjski taniec klasyczny wywodzi się ze średniowiecznych świątyń i miał cele raczej religijne. Tutaj liczą się precyzja ruchu, mudry (gesty dłoni), za pomocą których opowiadane są historie, mimika twarzy. To bardzo szeroki temat, i nawet nie będę próbował udawać, że się na tym znam, ale jest to temat fascynujący. Jest wiele szkół klasycznego tańca, o pięknych nazwach takich jak Bharatanatyam, Odissi czy Kathak. Każda wywodzi się z innego regionu Indii, każda ma swój zestaw technik i strojów. Ciekawostką może być to, że zdaniem niektórych badaczy taniec flamenco wywodzi się bezpośrednio z Kathaku, był on przecież przyniesiony na półwysep Iberyjski przez Romów, a sami Romowie to przecież nic innego jak przybysze z Indii, którzy zaplątali się do Europy. Oba te tańce charakteryzują się podobnymi ruchami rąk, nóg oraz podobną rytmiką.

Piszę o tym wszystkim dlatego, że głównym powodem mojego przyjazdu do Khadźuraho był festiwal klasycznego tańca indyjskiego, który właśnie tu się odbywa. Trwa tydzień, codziennie, każdego wieczora odbywają się taneczne prezentacje. Jest to impreza zdecydowanie godna polecenia. Wyobraźcie sobie - ciepły, letni wieczór (no tutaj tak teraz jest, sorry), scena pod gołym niebem na tle pięknie oświetlonej Świątyni Słońca, wygodne krzesełka, muzyka na żywo grana przez tradycyjne indyjskie instrumenty (sitar, tabla, flet bansuri itp.) i do tego pięknie ubrane tancerki, czarujące publiczność swoją sztuką. I do tego jeszcze wstęp wolny! W dodatku organizatorzy byli na tyle mili, że tzw. Foreign Guests, czyli białasy, mają wstęp do sektora dla VIPów, pod samą sceną. Miałem okazję zobaczyć już trzy występy, dzisiaj będzie czwarty, ostatni. Wszystkie są piękne na swój sposób, nie jestem specjalistą, żeby wypowiadać się na temat jakości, mogę tylko powiedzieć, że największe wrażenie zrobiły na mnie występy grup Odissi i Bharatanatyam. Te tańce mają w sobie coś niezwykle delikatnego, kunsztownego, patrzy się na nie z zapartym tchem, chłonąc każdy detal. Mniej podobały mi się próby łączenia klasycznych form z wpływami innych kultur, była na przykład grupa mieszająca Kathak z ludowymi tańcami z Uzbekistanu. No cóż, z wiekiem robię się coraz większym konserwatystą, he he. Gdybyście chcieli popróbować indyjskich tańców u siebie w domu (np. w Warszawie), to polecam szkołę Nataraja. Więcej info o nich tutaj: www.taniecindyjski.pl

tancerka Bharatanatyam


Cały ten festiwal pokazuje paradoks współczesnych Indii. Widać, że Hindusi potrafią zorganizować imprezę z prawdziwego zdarzenia, z czytelnym programem, jasnymi informacjami, na wysokim poziomie artystycznym. Obsługa jest miła i przyjazna, teren czysty, ochroniarze grzeczni. Wystarczy jednak wyjść z festiwalu i znowu jesteśmy w "starych, dobrych Indiach". Wszędzie pełno śmieci, połowa latarni nie działa, co powoduje mało przyjemny półmrok (jesteśmy na terenach leśnych), stan asfaltu woła o pomstę do nieba. Oczywiście cały sektor VIPów wraca do domów/hoteli własnymi limuzynami albo taksówką, więc niewiele ich to obchodzi... Czekam na moment, w którym ten kraj zrozumie, że warto dbać także o przestrzeń publiczną.

Dziś żegnam się z Khajuraho. Czas na miasto-legendę, jak dotąd chyba moje ulubione miasto w Indiach (obok Delhi, hehe). Waranasi - here I come!

2 komentarze:

  1. O kurcze, jak zazdroszczę Ci tego festiwalu! :) czy to jest wydarzenie cykliczne? Pozdrawiam i pisz jak najwięcej, bo się Ciebie świetnie czyta! Marta Krzemień

    OdpowiedzUsuń