piątek, 21 lutego 2014

Archipelag Delhi

Wydaje mi się, że kluczowe dla zrozumienia Delhi jest to, że to miasto to archipelag wysp. W morzu chaosu co jakiś czas występuje wyspa, która stanowi pewien zamknięty, niezależny wszechświat. Są wyspy muzułmańskie, są wyspy tybetańskie, są też niezwykle ciekawe enklawy dla młodych, bogatych, mocno zwesternizowanych delhijczyków. Miałem okazję odwiedzić Hauz Khas Village, czyli takie właśnie po części zamknięte miejsce. W samym środku Południowego Delhi znajduje się zagłębie modnych knajpek, eleganckich restauracji, galerii, sklepików. Po ulicach spacerują chłopcy w nienagannych ciuchach, dziewczyny w mini, generalnie  mogłoby to być w dowolnym miejscu w Europie. Ceny oczywiście niebotyczne (jak na Indie), ponieważ bogaci delhijczycy lubią pokazywać, że mają kasę a przy tym odstrasza to elementy niepożądane. Samo miejsce jest przy tym naprawdę ładne, są malownicze ruiny, jest czyste (!) jeziorko, można wybrać się na romantyczny spacer a potem przekąsić coś dobrego i napić się piwa. Spotykają się tu ludzie z branży filmowej i reklamowej, fotografowie, dziennikarze, architekci oraz dzieci bogatych oficjeli. Gdyby ktoś miał ochotę odpocząć i nie przeszkadza mu taki klimat - bardzo polecam :-)

sufi


Z Hauz Khas Village przeskok do zupełnie innego świata. Dzielnica otaczająca Nizamuddin Dargah, czyli mauzoleum sufickiego świętego Nizamuddina, to kolejne zagłębie ludności muzułmańskiej. Dziesiątki ulicznych knajpek, gdzie można zjeść kebaba za 40 rupii (2 zł), panowie z brodami i w charakterystycznych czapeczkach, kobiety w chustach, ogólny klimat ledwie kontrolowanego chaosu. Przy czym wszyscy są dla siebie raczej mili i uprzejmi, można się zapytać o drogę i odpowiedź zostanie udzielona bez konieczności wizyty w najbliższym sklepie. Odwiedzam Nizamuddin Dargah, żeby posłuchać koncertu Qawwali, czyli śpiewanej poezji religijnej przy akompaniamencie harmonium i instrumentów perkusyjnych. W samym obiekcie szalony tłum, część osób się modli, część rozmawia, część je, część sprawdza wiadomości na telefonach komórkowych. To jest niezwykła rzecz w meczetach i obiektach kultowych islamu, że ludzie po prostu się tam spotykają, żeby się zdrzemnąć, poczytać, zjeść coś. Nie odbiera to przy tym wcale aury świętości. Koncert się rozpoczyna, chłopaki śpiewają, niestety dosyć często robią sobie przerwy, co trochę wybija z rytmu, no ale co zrobić - są u siebie i to oni narzucają reguły gry. Zresztą posłuchajcie sami.



2 komentarze:

  1. Cześć Szymek.
    A więc jesteś w podróży i to jakiej. Dalekiej, kolorowej, samotnej a raczej chyba samodzielnej. Czytam i zazdroszczę. Ja też wybrałam się wczoraj do Indii choć tylko takich pokazywanych na ekranie kina Wisła w filmie Smak curry. Film świetny aż pachnący egzotycznym jedzeniem, przyprawami i atmosferą zatłoczonych pociągów, autobusów i wilgocią monsunowego klimatu. Napisz coś o smakach Indii i kolorach przypraw. Powodzenia 

    OdpowiedzUsuń
  2. też widziałem ten film, bardzo mi się podobał!

    OdpowiedzUsuń