wtorek, 18 marca 2014

Kerala

Kiedy byłem dwa lata temu w podróży po indyjskich Himalajach, w autobusie relacji Śrinagar - Leh poznałem pewnego Hindusa z Bombaju. Pogadaliśmy sobie chwilkę, dostałem klasyczny zestaw pytań (where are you from? what's your job? are you married? why not?) po czym kolega zapytał mnie o dalsze plany turystyczne związane z Indiami. Powiedziałem mu, że jeśli wrócę do jego kraju, to bardzo chciałbym zwiedzić południowe stany, bo jeszcze w nich nigdy nie byłem. Skrzywił się i odparł: "Nie ma sensu jeździć na południe. Tam nie ma nic ciekawego. Tylko dżungle i plaże".

To była bardzo typowa wymiana zdań. Indie są skomplikowanym i złożonym krajem, ale BARDZO OGÓLNIE można podzielić je na część północną, gdzie ludzie mają jaśniejszą skórę i mówią językami wywodzącymi się z sanskrytu, oraz część południową, zamieszkaną przez Drawidyjczyków, ciemnoskórych osobników, którzy stanowili "rdzenną" ludność subkontynentu przed przybyciem tu plemion aryjskich. Mieszkańcy północy uważają się za lepszych, bardziej cywilizowanych, szczycą się kolorem skóry i mają poczucie dominacji nad "prymitywnymi" południowcami. Wszak stolicą kraju jest Delhi a językiem urzędowym hindi, bezpośredni potomek mowy sanskryckiej. Na południu w użyciu są dziesiątki języków drawidyjskich, z czego najwięcej użytkowników mają tamilski, telugu czy malayalam - są to formy kompletnie różne od hindi, należące do osobnej grupy językowej. Inny jest ubiór, inna architektura, inne rzeczy się je - swoją drogą jest to raj dla miłośników ryżu, który występuje tutaj właściwie w każdej potrawie.

Jeśli chodzi o moje zdanie, to bardzo podoba mi się południe. Gdybym miał orzec, która część Indii jest bardziej cywilizowana, to na przykład taka Kerala jest wzorowym przykładem wysokiej cywilizacji. Jest naprawdę ZNACZNIE czyściej niż na północy, ludzie są dużo grzeczniejsi i dużo mniej nachalni, rzadko zdarzają się sytuacje oszukiwania białych (jeśli rikszarz mówi, że kurs kosztuje 50 rupii, to faktycznie tyle kosztuje), jest bardzo wysoki poziom edukacji (prawie 100% społeczeństwa potrafi czytać i pisać). Prawie nie ma żebraków, czyli ogólny poziom zamożności społeczeństwa jest też z pewnością wyższy. Jest też dużo bardziej leniwa atmosfera, ludzie z północy zachowują się jakby cały czas wciągali kokainę, nieustanny pośpiech i nerwowe ruchy są na porządku dziennym. Tutaj nikt się nigdzie nie śpieszy. Tutaj popijasz sobie kokosowy koktajl pod palmą i cieszysz się słońcem. A raczej cieszysz się cieniem, bo słońca jest tu aż za dużo - od rana do wieczora nieustanna żarówa.

spływ przez Keralę

Miałem okazję dwukrotnie popływać sobie po rozlewiskach Kerali, pierwszy raz promem z aśramy Ammy do Alleppey (kilka godzin w samym środku batonika Bounty, woda, słońce i palmy kokosowe), potem też parę godzin na mniejszej łódce po kanałach wokół Alleppey, podglądając lokalną ludność, która łowi ryby, pierze i kąpie się z dzieciakami w wodzie. W jednej z lokalnych wiosek dostałem pierwszy raz jedzenie na liściu bananowca - tak tutaj tradycyjnie się jada, talerze to wynalazek dziwaków z północy ;-) Nie ma co gadać - jest naprawdę bardzo przyjemnie, idealne miejsce żeby spędzić wyluzowane, beztroskie wakacje.

lunch na liściu banana

Ja jednak ruszam już w dalszą drogę. Dziś autobusem do Kottayam, 45 minut drogi stąd, żeby zobaczyć jeden ze słynnych świątynnych festiwali, z całonocnym pokazem tańca Kathakali. A od środy do 30 marca - Vipassana - obóz medytacyjny w duchu pierwotnych nauk Buddy. 10 dni milczenia, medytacji, dwóch posiłków dziennie, wstawania o 4 rano i chodzenia spać o 8 wieczorem - myślę, że zrobi mi to tylko dobrze. I żeby Wam również było dobrze, z całego serca życzę. Do usłyszenia za jakiś czas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz