poniedziałek, 3 marca 2014

sleeper train z Waranasi do Bombaju

Jednym z większych dla mnie problemów przy pisaniu tego bloga jest to, że nie wiem do końca kto jest moim odbiorcą. Czy mam pisać o tym, że w indyjskich miastach jest wszędzie dziki tłum a krowy chodzą wolne po ulicach, czy też raczej jest to powszechnie znany fakt? Czy ma sens tłumaczenie czym różni się pociąg klasy AC od sleepera, czy raczej każdy czytelnik to kojarzy? Czy warto wspominać o tym, że wszyscy backpackerzy rozmawiają między sobą o skali i sile rażenia swoich problemów żołądkowych, czy też lepiej ten fakt przemilczeć? ;-) Możecie wypowiedzieć się w komentarzach.

W niedzielę przed południem wsiadłem w Waranasi do pociągu klasy sleeper, czyli z rezerwacją leżanki, ale bez pościeli i klimatyzacji. Takie pociągi są dosyć popularne ze względu na bardzo niską cenę, a oprócz tego przy odrobienie samozaparcia można się w nich w miarę komfortowo wyspać. Dają też niepowtarzalną okazję przyjrzeć się z bliska Hindusom. Moją współpasażerką jest mama z dwójką małych dzieci. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie to, że mama ma na oko 18 lat. Jej mąż, który siedzi obok, wygląda na maks 20. To jest w Indiach norma, dziewczyny są często wydawane za mąż kiedy mają 15-16 lat, a w wieku, w którym Europejki idą na studia, mają już zazwyczaj dwójeczkę dzieci na karku. Nie wygląda jednak, by mama miała z tego tytułu jakikolwiek problem, całą drogę ma na twarzy promienny uśmiech a tatuś też nieustannie hołubi żonę i dzieciaki. Rodzina w Indiach to podstawa, rozwody zdarzają się niezwykle rzadko, być może dlatego, że większość małżeństw jest aranżowana przez rodziców - nie pozostawia się tak poważnych spraw jak zakładanie rodziny w rękach niedojrzałych nastolatków. Niestety mama po angielsku ani w ząb, więc nie pogadaliśmy sobie zbytnio - próbowałem zagajać coś w hindi, ale ewidentnie dziewczyna była speszona obecnością białego i nie wiedziała jak się zachować. Nie pozostawało nam nic innego niż wymieniać od czasu do czasu promienne uśmiechy.

Poza sympatyczną parą w wagonie jedzie też czwórka Rosjan - trzech chłopaków i dziewczyna. Mają na sobie pełen ekwipunek backpackera, czyli spodnie Alibaby, powłóczyste koszule oraz wisiorki z religijnymi symbolami. Chłopcy mają brody i długie włosy, dziewczyna ma kolorowe kolczyki i nie nosi biustonosza.  Czytają na zmianę Allana Ginsberga po rosyjsku, czyli obraz jest dosyć kompletny. Są raczej spokojni, poza jedną sytuacją, kiedy któryś z Hindusów próbował przesunąć ich plecaki. Rosjanie natychmiast się najeżyli i jeden z nich krzyknął: "nie dotykaj moich rzeczy!", z mieszaniną furii i odrazy. Tak, tak, możemy podróżować po waszym kraju, ale nie zbliżajcie się za bardzo. Pewnych granic przekraczać nie wolno.

Znakomitą rzeczą w sleeperach jest to, że nie trzeba właściwie brać żadnych zapasów pożywienia. Mniej więcej co dziesięć minut przez wagony przechodzą mobilni sprzedawcy, oferujący herbatę, kawę, samosy, pakory, groszek, winogrona, i czego tylko dusza potrzebuje. W ten sposób zakupiłem najtańszą herbatę w swoim życiu. Za kubeczek czaju, czyli słodkiego napoju składającego się z herbaty, mleka i przypraw, zapłaciłem pięć rupii - w przeliczeniu na złotówki około 25 groszy. Dokonuję też kolejnych przekroczeń żywieniowych. W trakcie pierwszego pobytu ani razu nie zjadłem żadnej potrawy mięsnej - tym razem na Starym Delhi spożyłem kebaba prosto z ulicy. W trakcie pierwszego i drugiego pobytu nie jadłem też właściwie surowych owoców i warzyw. Tym razem pokusiłem się na sałatkę od typa, który sprzedawał ją z metalowego wiadra w pociągu. Hardcore. Ale ewidentnie organizm już mocno przestawił się na indyjskie bakterie, bo poza lekką biegunką żadnych poważniejszych reperkusji ta sałatka nie miała :-)

Po 26 godzinach docieramy do Bombaju. I tutaj mały szoczek. Wiedziałem, że to największe i najbardziej kosmopolityczne miasto w Indiach, ale nie byłem przygotowany na to, że jest ono po prostu ładne! Zarówno pod względem architektury jak i ogólnego klimatu, Bombaj przypomina miasta leżące nad Morzem Śródziemnym. Trochę Genua, trochę Marsylia, najbardziej Barcelona. Piękne budynki, szerokie place, fantazyjne pomniki, a przy tym śladowe ilości śmieci i zupełny brak żebraków. Dziewczyny wyemancypowane, żadnych sari, typowo europejskie ciuchy. Generalnie Bombaj jest wszystkim tym, czym nie jest Waranasi i vice versa. Tutaj religią są pieniądze. Podobno średni dochód mieszkańca Bombaju przekracza o 60% średni dochód przeciętnego mieszkańca Indii. To widać gołym okiem. Widać to też w cenach. Po długiej podróży postanowiłem "podarować sobie odrobinę luksusu" i wkroczyłem do jednej z lepszych w mieście restauracji specjalizujących się w rybach i owocach morza. Kelner uginający się w ukłonach przyniósł mi ogromnego łososia w ostrym sosie, z tradycyjnym ryżem, lassi i colą. Atmosfera "wielkiego świata", wiecie, klimatyzacja, dżezik w tle, śnieżnobiałe obrusy i nieśmiały kelner, dokładający mi rybę na talerz. Zapytał skąd jestem, ale sądząc po jego minie, "połlend" mogło dla niego leżeć równie dobrze w Ameryce Południowej, jak i w okolicach Vanuatu. Za cały ten wykwintny posiłek zapłaciłem 38 złotych, więcej niż za bilet kolejowy relacji Waranasi - Bombaj (1500 kilometrów) oraz WSZYSTKIE rzeczy, które zjadłem i wypiłem na jego pokładzie. Nieźle, co?

Bombaj nocą


Jutro jednak zostawiam splendory i drogie restauracje. Wyruszam do Dharavi, największego slumsu Bombaju, a zdaniem niektórych, największego slumsu w Azji. Mieszka w nim około miliona osób. Jeśli widzieliście film "Slumdog", to widzieliście właśnie Dharavi. Moim opiekunem będzie niejaki Mohammed, młody chłopak ze slumsu, który dorabia sobie oprowadzając białasów po miejscach, w których się wychował, i w których dalej mieszka. Mógłbym oczywiście pójść tam sam, ale mam wrażenie, że z Mohammedem więcej skorzystam - nie tylko zobaczę ludzi radzących sobie jakoś ze skrajną biedą, ale też dowiem się o nich czegoś z pierwszej ręki. Trzymajcie kciuki.




10 komentarzy:

  1. Świetnie się czyta, Szymonie! Oby tak dalej - to wymaga jednak sporo wytrwałości. Pisz uniwersalnie - nie sądzę, żeby Twoimi czytelnikami byli wspomniani "backpackerzy". Choć pewnie i oni tu dotrą. Informacje na temat klasy pociągów, jakimi kursuje się np. po Indiach, to prawdziwa ciekawostka, IMO.
    Powodzenia w dalszej podróży!

    OdpowiedzUsuń
  2. To pisałem ja, Karabin. Żaden tam "unknown".

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz wszystko. Mnie na przykład interesuje czy hindusi naprawdę nigdy nie jedzą wołowiny, z czego ten kebab był, czy mięso szybo się psuje, jak sobie z tym radzą. Sam nie jem mięsa od 4 lat - okazjonalnie ryby i owoce morza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyta FAT. Franciszek, Agnieszka i Tomek z Bonn.

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda, świetnie się czyta tego bloga a poza tym to nie są teksty na życzenie tylko twoje relacje i obserwacje, bardzo zresztą ciekawe. Co jakiś czas wspomnisz o jedzeniu i bardzo dobrze, bo nie o to chodzi że jestem wielka fanką jedzenia, ale uważam że jedzenie to też kultura, sztuka przystosowania i wykorzystania tego co dają określone rejony. W zeszłym tygodniu oglądałam Slumdoga, czytałam "Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju" i bardzo jestem ciekawa twojej relacji z tego miejsca. Nieustająco życzę powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Dzięki Wam mam poczucie, że to co robię to nie jest monolog, co jest gdzieś tam dla mnie ważne.

    OdpowiedzUsuń
  7. To nie jest monolog. Naprawdę czekam na każdy odcinek!

    OdpowiedzUsuń
  8. Szymonie. Jak można znaleźć takiego Mohammeda , mieszkańca Dharavi żeby pokazał to miejsce?.. Jacek

    OdpowiedzUsuń